piątek, 2 sierpnia 2019

Połonina Wętlińska i Caryńska za jednym razem? Da się! Ale czy warto?

Udostępnij ten wpis:

    Dzień dobry kochani! Dzisiaj chciałabym jeszcze trochę powspominać wyjazd w Bieszczady, który miał miejsce z końcem czerwca. Ostatnio już pisałam o mniej znanych torfowiskach w Tarnawie, a dziś poruszę temat najpopularniejszej atrakcji, czyli Połoniny Wętlińskiej i Caryńskiej.

Bardzo nam zależało, ażeby pogoda dopisała, kiedy tam będziemy wchodzić. Postanowiliśmy, że jeśli nam się uda trafić na słoneczny dzień, to zaliczymy obie połoniny za jednym zamachem. Czytałam, że jest to możliwe, tym bardziej w letnie dni, kiedy są one dłuższe. Z wielkim więc zapałem tuż przed piątą rano wsiedliśmy w auto, by zostawić je w Wętlinie na parkingu, skąd przez Przełęcz Orłowicza zaczęliśmy piąć się ku górze.



Taka byłam szczęśliwa na tą podróż o piątej rano! ;) Mój chłopak i bratanek trochę mniej ;P Zależało mi, by uniknąć tłumów i jeśli chodzi o tą połoninę - udało się! Tak jak wspomniałam, z Wętliny szliśmy żółtym szlakiem przez Przełęcz Orłowicza. Była to droga niezbyt stroma przez las. Naszym tempem zajęło nam to ok 45min drogi, gdzie doszliśmy do rozwidlenia. W lewo kierowało nas na Smerk, w prawo do Chatki Puchatka - legendarnego schroniska na szczycie Połoniny Wętlińskiej.


Od tej pory towarzyszyły już nam widoki zapierające dech w piersiach! Tak strasznie się cieszyłam, że pogoda dopisała i mogłam to wszystko podziwiać będąc na szlaku tylko w towarzystwie najbliższych! Droga w górę była miejscami łagodna, innym razem bardzo stroma. Czasem szło się po trawie, innym razem po wąskich kamieniach, albo schodach. Często się zatrzymywaliśmy, było to jednak bardziej pokierowane chęcią napajania się pięknym krajobrazem!








Podejście do Chatki Puchatka było chyba najbardziej strome, ale widząc z dala cel naszej podróży nie kręciliśmy nosami. Na samej górze kupiliśmy sobie czarną kawę, rozpakowaliśmy plecaki i w spokoju zjedliśmy konserwy i bułki odciążając znacznie nasze plecaki ;) Tam spotkaliśmy już trochę osób, było godzina koło 8 rano. Większość z przybyłych nocowała w schronisku, inni dotarli tutaj krótszym szlakiem z Przełęczy Wyżnej.







Najedzeni i pełni energii zaczęliśmy schodzić nadal czerwonym szlakiem do parkingu. Trasa ta była bardzo nieciekawa, również przez las i dość stroma. Cieszyliśmy się, że nie wchodziliśmy od tej strony. Po jakiś 40min dotarliśmy na parking, który był jednocześnie startem na Połoninę Caryńską. Tu można było skorzystać z toalety, a kilkaset metrów dalej znajdował się sklepik, do którego najstarszy brat został oddelegowany po wodę. Było koło godziny dziesiątej, więc kasa BPN była już czynna.
Wiedzieliśmy, że to podejście jest bardzo stromę. Szliśmy trochę przez las schodkami, trochę przez łąki... Nie wiem jednak, czy to efekt zmęczenia już po pokonaniu jednej połoniny, czy skutek nachylenia,że musieliśmy się naprawdę co chwilę zatrzymywać...





Na szlaku było kilka osób, a kiedy dotarliśmy na szczyt - równo o 12:00 zastaliśmy dosłownie tłumy. 95% tych osób zdecydowało się na wejście tym dłuższym, ale o wiele łagodniejszym podejściem, by z powrotem tą trasą wrócić. Z samej góry były równie przepiękne widoki. Szczyt był kamieniasty i pełen ławeczek, na których można było wypocząć.








W tym miejscu pragnę odwołać się do tytułu posta - czy warto wchodzić na raz? Będąc tak wymęczonym, wchodząc ku górze poobdzierałam sobie czubki butów nie mając siły podnosić już nóg. Każdy z nas był amatorem i czuł mniej więcej takie samo zmęczenie. Walka, by wejść na górę zajęła nam na tyle umysły, że nie skupiliśmy się na otaczającej nas faunie i florze. Do sedna - nie czuliśmy tej samej radości ze zdobywania połoniny Caryńskiej, co miało miejsce przy połoninie Wętlińskiej. Stąd też nie zrobiliśmy też tutaj dużo zdjęć.
Tak jak wspomniałam, na szczycie było mega dużo osób, słońce nieźle dawało, więc szybko puściliśmy się na dół. Chwilami szło się bardzo przyjemnie ścieżką wśród łąk, by zaraz lecieć w dół po błocie w lesie. Miejscami było naprawdę niebezpiecznie i gdyby nie drewniane poręcze mogłoby to się skończyć urazem. Kiedy zeszliśmy na parking do Ustrzyk Górnych, który był naszą metą czekał już na nas prywatny busik, który za 10zł od osoby zawiózł nas pod auto do Wętliny.

Podsumowując - na szlak weszliśmy chwile po 5, a zeszliśmy koło 13:30. Oznakowanie jest bardzo widoczne, a trasa jest dość wyczerpująca - w końcu to około 23km + przewyższenia. Strasznie się cieszę, że udało nam się odhaczyć tą atrakcję, aczkolwiek następnym razem zdecyduję się podzielić te szlak na dwa dni. ;)

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia