Dzień dobry! Trochę zawirowań w życiu prywatnym, na szczęście trochę mniej w zawodowym pojawiło się w ostatnim czasie. Odnalazłam się w nowym miejscu pracy, zdobywam doświadczenie i działam powoli by stawać się coraz lepszym. Kiedyś będę najlepsza! ;)
Znów narobiłam trochę głupot, które siedziały za bardzo mi w głowie. Niemniej, musiałam znaleźć sposób, żeby myśli mnie nie zjadły. I oto pojawił się...
6. Ćwierćmaraton Komandosa w Słupsku.
Pomysł padł od Łukasza, z którym kilka razy wybrałam się na zwykły bieg. On sam w tych militarnych lubuje się już sporo czasu. Ja zaczęłam z nim biegać, by polubić bieganie ;D Kiedy usłyszałam propozycję, stwierdziłam, że jest to fajny sposób na mobilizację do ćwiczeń w styczniu. Problem polegał na tym, że biegnie się w pełnym umundurowaniu z plecakiem 10kg na plecach, no i do pokonania trasa po lesie mierząca 10,55km. No i wszystko zadziać się miało w Słupsku - w mieście, do którego obiecałam sobie nigdy nie wrócić (trauma z kursu podstawowego ;p). Wróciłam, a i jeszcze za to zapłaciłam na cel charytatywny! ;P
Bieg odbył się 25 stycznia. Czy byłam gotowa? W ogóle! Spełniłam swoje założenie - sumiennie ćwiczyłam w styczniu. Trochę biegania, trochę ćwiczeń na wzmocnienie i tak na zmianę. Niemniej nie wyrobiłam się by przetestować bieg w mundurze, ani z obciążeniem. Zwariowałam. Jak spakowałam plecak i założyłam do tego swojego "czarnucha"... jedyne co w głowie miałam to "CO JA TU ROBIĘ?!".
Do Słupska pojechaliśmy w piątkę. Dwójka z towarzyszy pobijała swoje życiówki. Kolejna dwójka z kolei została przy mnie. Kochani! Odkryłam kwintesencje tych biegów! Nigdy nie czułam tyle wsparcia ile okazały mi właściwie dopiero co poznane osoby. Gdyby nie oni, zeszłabym z trasy po jakiś 3km! Trasa była ciężka w terenie leśnym. Na początku czuć było lekkie
wzniesienie, aż w końcu dobiegało się do stromej, bardzo błotnistej
górki. Udało się ją pokonać bez wywrotki! Potem już było nieco lżej, aż w
końcu mocny zbieg w dół. Tutaj próbowałam nadgonić czas! Na półmetku
jeszcze tylko jedno betonowe wzniesienie, by zaraz potem wylądować na
stadionie i powtórka z rozrywki - zaczynamy drugą pętle! Tutaj właśnie miałam taki kryzys, że gdyby nie chłopcy, nie byłoby mowy o dalszym nawet spacerze.
Największym problemem okazały się buty, które obtarły mnie już na samym początku - wyszło, że nadają się tylko do chodzenia... Ale nie dałam się. To znaczy... nie pozwolono mi się poddać. Bieg ukończyłam. Ale jestem szczęśliwa! Taką dumę czułam ostatnio chyba jak skończyłam kurs podstawowy w Szkole Policji w Słupsku. Na mecie płakałam ze szczęścia.
Największym problemem okazały się buty, które obtarły mnie już na samym początku - wyszło, że nadają się tylko do chodzenia... Ale nie dałam się. To znaczy... nie pozwolono mi się poddać. Bieg ukończyłam. Ale jestem szczęśliwa! Taką dumę czułam ostatnio chyba jak skończyłam kurs podstawowy w Szkole Policji w Słupsku. Na mecie płakałam ze szczęścia.
"Góra należy do ciebie dopiero gdy z niej zejdziesz"
fot. Łukasz Capar |
Dziś moje nogi są podziurawione - ratuję się moczeniem ich w wodzie mydlanej, smarując maścią, a kiedy mam założyć buty opatulam stopy grubą warstwą gazy. Za chwilę wpada "mundurówka" - kupuję nowe, lepsze buty. Bo wiecie co? Polubiłam biegać ;) Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale tak jest! Chcę być lepsza, więc na pewno to powtórzę!
fot. Łukasz Capaj |